Tak, mamy nową
przestrzeń, nasze życie nabrało nowego tła…czekaliśmy na ten moment, ale jak to
każdy sukces, poprzedzony był wieloma wyrzeczeniami. Najbardziej dotkliwe, to
te czasowe, gdy najzwyczajniej nie dało się być w dwóch miejscach na raz…
Nie znacie historii tego miejsca, może i ja nie wiem
wszystkiego, za to pamiętam wiele - pamiętam że jako nastolatka skradałam się
na strych babci w poszukiwaniu dzwonów (takich jak z teledysku Kasi Kowalskiej) i
znajdowałam je, wiele rzeczy tam znajdowałam…
Dziś od nowa odnajduje tu siebie, już nie jako nastolatkę z modowym
bzikiem ale mamę i partnerkę - i kiedy siedzę na parapecie o który tak
walczyłam (że szeroki ma być) i patrzę na tą zabudowaną przestrzeń i wiedzę
siebie sprzed 15 lat buszującą w babcinej szafie, to nie mogę jeszcze uwierzyć w
to wszystko… za to ON od dawna uświadamia mi, że prawdziwe
pragnienia najpierw rodzą się w nas dojrzewają aby stać się w efekcie
rzeczywistością…
To było prawdziwe pragnienie…które zrodziło się w nas zanim
wypowiedzieliśmy sakramentalne tak, przy okazji przeprowadzki znalazłam nawet
kartę na której niemal naście lat temu rysowaliśmy wizję tego miejsca/przeróbki…dopiero
wtedy uświadomiłam sobie od jak dawna dojrzewała w nas ta myśl…myśl i
obowiązek…
Ciach - jeden podpis - dom mojej babci stał się moim
domem…spadek się to nazywa choć skojarzenie mam zupełne inne (że, ciocia że
USA-aaa) tu babcia, duża działka i dom
nie „tykany” 40 lat - no doba - okna nowe…trzy…
Bałam się, marudziłam, zrzędziłam, bardzo chciałam, znów się
bałam, malowałam, na szczęście ON się nie bał…”oczy się boją a ręce zrobią” - i
to jego ręce to wszystko zrobiły…dosłownie - bez przenośni jedyne co zleciliśmy
to projekt i wykonanie kuchni i schodów, cała reszta - od zrywania podłóg,
przeróbki wszystkich instalacji po”kafelki w łazience” - ON…
I kiedy nie było taty
a bardzo chcieliśmy by z nami był - po prosu jechaliśmy do niego…czasem bywało
nerwowo bo Maurycy dostawał świetlików w oczach na widok młotków i wiertarek,
pomimo tego w ubiegłoroczne wakacje „domek” był stałym punktem bycia… przynajmniej
raz w tygodniu musimy koniecznie zobaczyć co się zmieniło, a
czego nie było…postukać, naprawić, podkręcić…atmosferę :)
Na koniec każdego dnia Maurycy pytał tatusia po powrocie do
domu „czy domek już gotowy ?” i choć wtedy wydawało mi się, że odpowiedź
twierdząca chyba nigdy nie padnie z tych zmęczonych i jednocześnie szczęśliwych
ust…
To padła…szybko padła…
Na zdjęciach poniżej Maurycy
zaangażowany w projekt „Dom” - tak aby
być blisko….w piachu, na pikniku, na zakupach…obojętnie...blisko...
Pierwsze przymiarki...
Pierwsza reakcja...
Pierwsza noc...
Pierwsza kolacja...
Teraz czekamy- na pierwsze bociany...
Moja dobra rada dla tych co budują/remontują: pozwólmy dziecku być blisko, nie izolujmy...to przecież także o ile nie głównie dla niego, prawda?
Prawda....dlatego Franek z Wiką nawet szafki w kuchni skręcać pomagali:P
OdpowiedzUsuńPs. Odezwij się proszę do mnie na maila:))))))
Oj u nas sklecanie to do perfekcji opanowane, rozkręcanie też....
UsuńPS. kafelki w kuchni....zadro normalnie:))))))))
OdpowiedzUsuńA miały być białe ceglane...a tu trach i miłość od pierwszego wejrzenia....
UsuńSkąd Maurycy ma takie cudne łóżko? Piękne jest ☺
OdpowiedzUsuńA to przymiarka w Ikea - w efekcie kupiliśmy czarne metalowe...
UsuńJuż wiem, ikea 😉 Dobrze,że przy lustrze dała się uwiecznić cena 😊
OdpowiedzUsuńOdbicie prawdę ci powie :)))
UsuńDzięki bardzo za ten fajny i pouczający tekst na "przyszłość". Teraz My wchodzimy w ten magiczny czas " budowania własnego wymarzonego domku". I tak jak Ty kiedyś, mam w sobie niepokój, w głowie kłębią się miliony historii, czy My damy radę. Ale już teraz wiem, że trzeba iść do przodu!!!! Już sie nie mogę doczekać, kiedy na tarasie wypiję sobie kawkę a Nasz Adasik będzie brykał w piaskownicy:):) pozdrawiam bardzo :)
OdpowiedzUsuńWątpliwości będą...ważne by zaczynać wizją końca! My mieliśmy chwile zwątpień, niepewności i różnic - ale zawsze wtedy pytaliśmy siebie na wzajem: co jest najważniejsze? I wątpliwości znikały....Teraz widzimy jak cała układanka się ułożyła w całość i niczego byśmy nie zmienili...
UsuńA ja zazdroszcze bocianiego gniazda... jenyyyy:)))))) Wypas na maksa:))))
OdpowiedzUsuńNajlepiej widać z Mauryckowego okna dachowego - - teraz tylko czekać na klekot, - oj będzie budził rano - będzie :)))
Usuńna zdjęciu z samochodu wygląda jak mała syrenka ;)
OdpowiedzUsuńSą chwile że chciałoby się zamienić szybkie nóżki w płetwę :)))
UsuńCieszę się bardzo , że udało się zrealizować marzenia. Z tego co widzę domek bardzo klimatyczny , ale co się dziwić , jak tyle serca i pracy zostało w niego włożone. Kuchnia biała - moje marzenie , o kafelkach nie wspomnę .Dużo miłości i szczęścia w tym magicznym domku dla Całej Waszej rodzinki !
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serca - rzeczywiście kawał serducha i zdrowia w to włożyliśmy :))/no i ten złotówek...
Usuńwspaniale, bardzo duzo milosci Wam zycze w tym wlasniym slicznym domku
OdpowiedzUsuńu nas byl stan deweloperski, od 1.5 roku ciagle cos robimy,Emilka najbardziej lubi dyrygowac ojcem jak pracuje.;)))
Mój maż mówi, że od zamieszkani to się dopiero zaczyna "cały cas coś"...ale ja to lubię nawet nie chciałam tak od razu wszystkiego - tylko spokojnie aby się zastanowić oswoić i oczami wyobraźni zobaczyć, że np. ta ramka ma być TU, a na TĄ ścianę trzeba coś wymyślać bo się brudzi...
UsuńMma takie same szafki i blat w kuchni :) Piekny! A ten ciezki sprzęt za oknem...mój Franek by oszalał z radosci!
OdpowiedzUsuńMy zamawialiśmy wszytko u stolarza ale wzorowaliśmy się IKEĄ...Sprzęt ciężki zawsze robi wielkie wrażenie a na własnym podwórku to już szałłł...
UsuńSamych szczęśliwych dni w nowym domu!
OdpowiedzUsuńPiękne kafle w kuchni <3
kafle to love od pierwszego zobaczenia :))
UsuńAAA! kafelki w kuchni - bomba;-)
OdpowiedzUsuńAAA dzięki :))))
Usuń