Jak to w życiu bywa...cisza oznacza, że się coś „święci” - i… poszczęściło się!
Nie wiem jak my to wszystko ogarnęliśmy, przygotowania
przedświąteczne, prezenty, ostatnie montaże w tle
z chorupskiem maluszka, ale się udało i święta spędziliśmy stojąc na własnej podłodze…
I choć licznik tego domu to już jakieś 40 lat - nie
zamieniłabym go na żaden inny…przyjdzie i czas na tę historię…
Dziś już nie pamiętam chwil kiedy załamywałam ręce nad
kartonami i workami niemniej jednak nie miałam pojęcia co my właściwie mamy i
ile udało się nagromadzić przez te wszystkie lata…niepojęte...na szczęście strych rodziców
jest pojemny i jeszcze coś na jakiś czas przyjmie :)
Z jednej strony ogromne szczęście i swego rodzaju niedowierzanie,
że już? A z drugiej w sercu trochę niepokój bo to pierwsza w moim życiu
przeprowadzka i co z tego że o 3
km :)))
Bezsprzecznie tego szczęścia jest jednak więcej… na dodatek ta
radość w oczach Maurycka na widok swojego nowego pokoiku - nigdy tego nie
zapomnę, nawet gdyby był nie uwieczniony (ale jest :)))
Aklimatyzujemy się, choć rodzina jest zgodna, że tak się z
tą przeprowadzką uporaliśmy- „że nikt by nie uwierzył, że mieszkacie tu od
tygodnia”… przed nami dużo pracy - głównie na zewnątrz …ale będąc w środku się
o tym zapomina…
Tylko te listwy…ale obiecał, że może w weekend….
Tym sposobem Maurycy był farciarzem roku i ogołocił z
prezentów 3 choinki…
...na zdjęciu poniżej chyba jest po pierwszej w nocy skończyłam pakowanie prezentów (na 3 domy) jestem koszmarnie zmęczona ale szczęśliwa...
TADAM Nasza pierwsza JOŁKA:
(po powrocie z wigili do domu mąż wrzucił jej na czubek mój kapelusz - twierdząc że jakoś tak pusto bez gwiazdy )
A tu muszaki uszykowane na wyjście...
I starszaki (oczywiście lustro zabraliśmy bo je uwielbiam) :
I o 3 kilometry dalej :)))
Zdemaskowany...
Chwila na wytarcie potu z czoła...
P.S. Mauryckowe święta upłynęły na ciągłym śpiewaniu kolęd -
„Ding dong, spadł już śnieg”, „Świeć gwiazdeczko…”, „Nosem buch w biały puch”, przebieraniu się za Mikołaja średnio 5 razy na dzień
i entym oglądaniu „Krainy lodu”…
A później cytowaniu:
„uwaga pupa mi leci…”
„a czy mamy auto z krajowego salonu?”
Oczywiście sylwestrową noc spędziliśmy również na swojej
podłodze a Maurycy po północy dopytywał „kiedy przyjedzie więcej gości?” :)...nawet
jeszcze nie patrzyłam co mamy w aparacie - ale pewnie coś się znajdzie…
I co?
Marzenia się spełniają...
Niezaprzeczalnie prawdziwe szczęście, swoje cztery kąty i świąteczne drzewko na własnej podłodze ... fajnie, że tak szybko wam się udało!
OdpowiedzUsuńTo prawda niezaprzeczalnie :))) Udało się bo był dobra karma z wielu stron :)))
UsuńGratuluję mocno mocno :)
OdpowiedzUsuńRównie mocno dziękuję i doceniam )
UsuńGratulacje!!przeczuwalam,ze Wasza nieobecność cos oznacza:) teraz czekamy na zdjęcia wnętrza:) szczęśliwego roku!!!
OdpowiedzUsuńWnętrza się tworzą - a raczej nabierają charakteru pewnie to jeszcze potrwa aczkolwiek na pewno coś przemycimy :))
UsuńRewelacja,uwielbia czytać o spełnionych marzeniach:))))
OdpowiedzUsuńPrawda, powinni taki punkt dodać do dzienników telewizyjnych :))) Buziak pozdrawiam :)))
UsuńTak, jak dobrze czytać tu u Ciebie o spełnionych marzeniach :)
OdpowiedzUsuńps. Mały Mikołaj przesłodki, nawet po zdemaskowaniu :)
On był w siódmym niebie, ze mógł być tym mikołajem - a stój był najlepszym prezentem :))))
UsuńPięknie...marzenia się spełniają :))) fajny kapelusz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie :)))
UsuńWielkie gratulacje😀
OdpowiedzUsuńDziękuję i ciepło pozdrawiam :))
Usuńsuuper :) gratulacje
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy :)
UsuńCudownie! Bardzo się cieszę, że Wasze plany i marzenia się spełniły i już jesteście na swoim!! :D
OdpowiedzUsuńTo zasługa wielu osób, ale warto było :))
Usuń:***
OdpowiedzUsuń