Od września ubiegłego roku
uczęszczaliśmy 2 razy w tygodniu na zajęcia z edukacji artystycznej do Przedszkola Artystycznego (działającego przy
MDK) skierowane właśnie dla najmłodszych uczestników (dzieci 2-3 letnich), i ich rodziców ( formuła wspólnego
uczestnictwa).
Za nami m.in. wspólne zabawy z chustą animacyjną, malowanie farbami, palcami także ;), wyklejanie, wycinanie (dziurkaczem - zwanym "dziabarkaczem"), obcowanie z plasteliną, bibułą i wieloma innymi pomocami dzięki czemu udało nam się stworzyć całą masę naszych małych dzieł sztuki, którymi cieszyliśmy oko i obdarowywaliśmy najbliższych…
Za nami m.in. wspólne zabawy z chustą animacyjną, malowanie farbami, palcami także ;), wyklejanie, wycinanie (dziurkaczem - zwanym "dziabarkaczem"), obcowanie z plasteliną, bibułą i wieloma innymi pomocami dzięki czemu udało nam się stworzyć całą masę naszych małych dzieł sztuki, którymi cieszyliśmy oko i obdarowywaliśmy najbliższych…
Głównym sprawcą naszych „wangogów” i
osobą odpowiedzialną za nie wyrzucanie rolek po papierze toaletowym była Pani
Kasia (okrzyknięta przez Maurycka „Wycinarką” - i tak już zostało
do końca:))
Najbardziej jednak
odpowiadała nam „część dźwiękowa” przy wsparciu pianina, istotą zajęć było
wówczas odtwarzanie przebiegu muzycznego za pomocą ruchów ciała, (metoda E.
Jaques – Dalcroze’a) ale także taniec, śpiew, gra na instrumentach,
improwizacja ruchowa oraz instrumentalna
(właśnie teraz zdałam sobie sprawę, ze nauczyliśmy się w ten sposób
kilkunastu piosenek)…
A skoro była Pani
Kasia-Wycinarka to Pani Danusia, musiała być Muzykarką…i była… była tą pierwszą
„jedyną” Ciocio-Panią - za co bardzo
dziękuję, bo właśnie tak sobie wyobrażałam pierwszą „Panią” mojego synka :)
Maurycy bardzo szybko załapał cykl-zajęciowy i co codziennie pytał po moim powrocie z pracy - „Cy jedziemy dziś na kledkę?” (nazwał przedszkole - Kredką), nie upłynęło wiele czasu i słyszałam „Dziś jest poniedziałek - jedziemy na kledkę!”
Przedszkole Artystyczne nie było
jedynym miejscem z którym zaprzyjaźniliśmy się w ciągu ostatniego roku…właśnie Pani Danusia
poleciła nam Akademię Smyka -
miejsce wyjątkowe za którym stoją równie wyjątkowe osoby.
Na co dzień Akademia Smyka jest
kameralnym przedszkolem z fantastycznie przeszkoloną kadrą i misją nauczania a
raczej wspierania spójną m.in. z metodą Marii Montessori.
My stawaliśmy się „Smykami” zaledwie raz w tygodniu - w tym
czasie udało nam się:
- zaprzyjaźnić się z Naginim i Szeldonem, podczas
Felinoterapii - prowadzonej przez ciocię Grażynkę
- i podziękować za wszystko podczas
PIKNIKU RODZINEGO w Pradolinie http://pradolina.com.pl/
Dzięki naszym cotygodniowym wizytom w
Akademii udało się także ograniczyć lęk separacyjny - tu formuła jest taka, że
mogę jako Rodzic uczestniczyć w zajęciach z dzieckiem ale mogę także je
zostawić pod opieką Cioć- i tak właśnie metodą małych kroków - (1 godzina, 2, maksymalnie 3
) udało nam się dojść do momentu w którym słyszę:
- „Mamusiu, możesz mnie zostawić…”
- na to ja „Bo mama…”
- Maurycy kończy „zawsze wlaca!”
I ja będę już chyba zawsze wracać
myślą do tych naszych pierwszych miejsc „przedszkolnych” a ponieważ były
wyjątkowe, zapewne będę porównywać je z następnymi…
Dziękujemy!!!
A co do września?
O tym następnym razem….
P.S. Kochani rozejrzyjcie się w
swojej okolicy , czy nie macie możliwości skorzystania z zajęć ułatwiają
maluszkom wkroczenie w świat grupy przedszkolnej. Nie zawsze było mi łatwo
zmobilizować się po cięższym dniu w pracy by jechać, zawieść i 2 godziny
„podskakiwać” - ale dziś już tego nie pamiętam widzę za to , że było warto gdy
słyszę dobiegające za ściany:
„Jestem sobie przedskolacek, nie
glymase i nie płace….”