Cisza u nas "pourodzinowa" spowodowana urlopem i przygotowaniami przedszkolnymi... najwyższa pora może trochę ją przerwać...
Baloty - to już swego rodzaju nasza tradycja (
TU rok temu), a skoro tradycja to warto ją podtrzymywać - prawda?!
I choć balotów już nie ma, to zdjęcia zostały i cieszą...
I tak mnie myśl dogoniła, po części związana z tymi balotami...
Idzie nowe...
Czas myśli, pytań, rozterek...pewnie dla mnie bardziej niż dla niego...Czy zrobiłam wszytko co mogłam aby mu ułatwić ten etap, czy wystarczająco "chciało się chcieć?"...im bliżej tym więcej wątpliwości - we mnie na pewno, nie daję ich poznać po sobie - bo w głębi duszy wiem, że za jakiś czas będę się na myśl o nich uśmiechać...jak na razie czuję skurcze w żołądku (u mnie to znak że bardzo kocham :))...
Przeczytałam wiele ciekawych publikacji, artykułów, postów (choćby
TU,
TU,
TU czy
TU) i pewnie jeszcze wiele przeczytam...odczuwam taką potrzebę - trochę tak, jakbym przygotowywała się do rozwiązania - coś w tym jest - choćby magiczne słowo: wyprawka :))) - godziny spędzone na rozmyślaniach i wspólnych rozmowach, na poszukiwaniu cudowności (choć tu czuję się już bardziej doświadczona - po pierwszej wyprawce :))) wszytko to ważne - ale życie i tak napisze swoją, nasza własną historię...z pewnością tą której dziś nie przewidzę...
A więc PLON...
Ziarno zasiano w ziemię
jak popadnie
na jaką glebę trafi
już nie zależy od ziarna
w jego skorupce zamknięty
czarowny dar życia
a jakie ono będzie - tajemnica
czy nikt w skałę nie wetrze
nie rozmiażdży rozgniecie
w swojej nieuwadze
czy deszcz będzie
odpowiednio wcześnie
a mróz zbyt późno nie zawita
czy słońce nie wypraży
młodej główki kiełka
a wody nie wypłuczą
żyzności matki-gleby
czy rozrośnie się życie
da plon zamierzony
wybuja
czy nigdy nie wzejdzie
i nie ujrzy słońca
to zależy tylko
jak je pielęgnujesz...
poplon..