wtorek, 27 maja 2014

"A kogo ja urodziłem?

Niedziela 25.05. wieczór...po ceremonii wieczornej kąpieli leżymy w łóżku, słuchamy wierszy na audiobooku i już prawie zasypiamy...

- Pamiętasz Maurycku, jutro wszystkie Mamusie na całym świeci maja swoje święto...
-Wiem, i ja teżżżż...
- Hmmm, no tak nie do końca - ty swoje święto będziesz miał całkiem niedługo - bo za tydzień, wtedy jest  Dzień Dziecka, a jutro jest Dzień Mamuś...
chwila ciszy
- A kogo ja urodziłem?
- Ty kochanie nikogo, chłopcy nie rodzą dzieci ale są za to wspaniałymi tatusiami...
- A ty urodziłaś tatusia?
- Nie, głuptasku, ja urodzilam Ciebie, babcia Basia urodziła tatusia...
chwila ciszy
-  to dobrze, bo tata jest za duży...






Pamiętam z liceum wiersz "Lubię kiedy kobieta..." (Tetmajera chyba...) bywają dni kiedy się zastanawiam czy jestem bardziej kobietą czy bardziej mamą...bywają dni kiedy wydaje mi się, że już następnym razem cię nie podniosę  - przegrywając z grawitacją  - po czym za chwile robimy "wielką" karuzele  - bo takie lubisz najbardziej...i choć psocisz ("bo tak chciałem zrobić") i przepraszasz ("nie chciałem tego zrobić") -  przecież "to jego praca..." :))) to każdego dnia dziękuję synku za to że Cię mam...za to że mogę reagować na słowo "mamo" w taki sam sposób jak na imię....








„Ludzie to zawsze dzieci swoich matek. Bez matki nie ma poety, nie ma bohatera.” 
/Maksym Gorki/

Dziękuję Ci Mamo, że mogę być Mamą...





niedziela, 25 maja 2014

Używki...

...to nie pierwszy raz kiedy to od razu z kaloszy wskakujemy w sandały... i choć mój biorytm średnio dobrze znosi takie skoki - serce się raduje na myśl o "nowych"możliwościach jakie idą za tym ciepełkiem...


Zamierzamy nadużywać! 

Słońca,
Wody - tej do picia i do chlapania,
Piachu - jak zawsze do sypania,
Owoców i Lodów - a nawet je często łączyć...
Garderoby - przynajmniej "raz" wszytko włożyć :)
Całość Śmiechem popić!!!
Nawet jeśliby czkawką,  miało się to skończyć !!!






Pozdrawiamy wszystkich uzależnionych :)




week 20/52

Dla jednych iście kamieniste - znaczy - nie do przyjęcia...dla nas zawsze przyjmowane bardzo ciepło! I przeliczone...



week 19/52

Na huśtawce -  występuje często - szczerzyząb ... w komplecie - z jeszczeraz....



środa, 21 maja 2014

Chodźcie!

Zabieramy Was dziś na spacer - wygodny but włóż  - możne nie sandał - bo rosa jeszcze ...
i w drogę!

Tak długo marzyliśmy o tych wiosennych spacerach - i SĄ!

… już od lutego śpiewał „wiosno, wiosenko – gdzie jesteś powiedź nam…”

…chciał się dobrze przygotować i jak najwięcej o niej wiedzieć…tak, aby jej z nikim innym nie pomylić…więc czytał i pytał, pytał i czytał …i… nie pomylił…choć ona prawie obca dla niego – ledwo trzeci raz w życiu widziana – rozpoznał błyskawicznie…po zapachu chyba…i teraz wodzi za nią nosem od samego rana - podnosi rano roletę i pyta się jej jaką sukienkę dziś ubrała? – czy słonkową, czy chmurkową? – a potem pyta mnie – czy może się tej sukience przyjrzeć z bliska…zgadzam się…

…bo i ja na nią jak dziecko czekałam…
Czekałam, bo potrzebowałam powietrza, ruchu, słońca – wszystko to przyniosła, ale spodziewać się nie mogłam, że  przyniesie coś jeszcze…

…poczułam się znów jak mała dziewczynka, przypomniałam sobie czasy kiedy uciekałam na długie godziny na spacery wzdłuż rzeczki, wyobrażałam sobie wtedy, że jestem Indianką i rozmawiałam z chmurami i wiatrem,  wdrapywałam się na drzewo z bazą o której tylko ja wiedziałam…Innym razem byłam podróżniczką która kręci filmy przyrodnicze i podnosiłam każdy kamień mówiąc jednocześnie do kamery (marki: nibylandia) jakie to wyjątkowe robaki pod nim mieszkają…(szkoda że się te filmy nie zachowały J) ….przypomniałam sobie to wszystko w najdrobniejszym szczególe – bo obok mnie szedł ktoś kto chciał słuchać tych  moich opowieści – kto pytał – a gdzie? a jak? a dlaczego? …i wierzył każdemu mojemu słowu… i dziwił się ogromnie że ta mama tyle już profesji miała…i pewnie gdyby wiedział co to CV zatrudnił by mnie od razu….

To moje najszczersze i najwspanialsze spacery od lat  - bo przed nikim się tak nie otwieram jak przed nim… „sote”- każdego dnia – dlatego staram się zachować w pamięci każdą z chwil i każe z pytań…

I choć najczęściej idziemy z „pustymi rękami” już bez wózków, rowerków i torby wypchanej „must heve” –  to  wracamy z całą garścią cudowności – moje i jego kiszenie są wypchane po brzegi – kamykami, patykami, stokrotkami – tak ci to matka natura dla nas łaskawa…

Poniżej dużo "wizji'- bo skoro idziecie z nami na spacer, to przecież nic was nie możne ominąć...






Kieszenie być muszą! - i muszą być pełne...







Trzylistna - też CIESZY!!!




A dmuchane "bańki" jeszcze bardziej!



I płuca i plecy musza przecież odpocząć..nie ma lepszej miejscówki...







Kwiatki dla mamy...


Nie, banał - zamiana kompozycji...




Bukiet z mleczów - tak, przecież o takim zawsze marzyłam....


No to już wiadomo kto w trawie piszczy ...


Jak to było? :"Siedziałam nad rzeczką, bawiłem się beczką..." nie, nie,  spokojnie - "nie wleciałem"...



Za to kąpieli  w żółtym - odmówić sobie nie mogłem ...







Dziękujemy Wam - za wspólny spacer...pewnie to jeszcze powtórzymy :)))
NIE RAZ :)