piątek, 2 stycznia 2015

UDAŁO SIĘ!






 
Jak to w życiu bywa...cisza oznacza, że się coś „święci” -  i… poszczęściło się!

Nie wiem jak my to wszystko ogarnęliśmy, przygotowania przedświąteczne, prezenty, ostatnie montaże w tle  z chorupskiem maluszka, ale się udało i święta spędziliśmy stojąc na własnej podłodze…

I choć licznik tego domu to już jakieś 40 lat - nie zamieniłabym go na żaden inny…przyjdzie i czas na tę historię…

Dziś już nie pamiętam chwil kiedy załamywałam ręce nad kartonami i workami niemniej jednak nie miałam pojęcia co my właściwie mamy i ile udało się nagromadzić przez te wszystkie lata…niepojęte...na szczęście strych rodziców jest pojemny i jeszcze coś na jakiś czas przyjmie :)

Z jednej strony ogromne szczęście i swego rodzaju niedowierzanie, że już? A z drugiej w sercu trochę niepokój bo to pierwsza w moim życiu przeprowadzka i co z tego że o 3 km :)))

Bezsprzecznie tego szczęścia jest jednak więcej… na dodatek ta radość w oczach Maurycka na widok swojego nowego pokoiku - nigdy tego nie zapomnę, nawet gdyby był nie uwieczniony (ale jest :)))

Aklimatyzujemy się, choć rodzina jest zgodna, że tak się z tą przeprowadzką uporaliśmy- „że nikt by nie uwierzył, że mieszkacie tu od tygodnia”… przed nami dużo pracy - głównie na zewnątrz …ale będąc w środku się o tym zapomina…
Tylko te listwy…ale obiecał, że może w weekend….

Tym sposobem Maurycy był farciarzem roku i ogołocił z prezentów 3 choinki…


...na zdjęciu poniżej chyba jest po pierwszej w nocy skończyłam pakowanie prezentów (na 3 domy) jestem koszmarnie zmęczona ale szczęśliwa... 

TADAM Nasza pierwsza JOŁKA:

(po powrocie z wigili do domu mąż wrzucił jej na czubek mój kapelusz - twierdząc że jakoś tak pusto bez gwiazdy )


 A tu muszaki uszykowane na wyjście...





I starszaki (oczywiście lustro zabraliśmy bo je uwielbiam) :





I o 3 kilometry dalej :)))





 Zdemaskowany...





 

Chwila na wytarcie potu z czoła...










P.S. Mauryckowe święta upłynęły na ciągłym śpiewaniu kolęd - „Ding dong, spadł już śnieg”, „Świeć gwiazdeczko…”, „Nosem buch w biały puch”, przebieraniu się za Mikołaja średnio 5 razy na dzień i entym oglądaniu „Krainy lodu”…
A później cytowaniu:
„uwaga pupa mi leci…”
„a czy mamy auto z krajowego salonu?”

Oczywiście sylwestrową noc spędziliśmy również na swojej podłodze a Maurycy po północy dopytywał „kiedy przyjedzie więcej gości?” :)...nawet jeszcze nie patrzyłam co mamy w aparacie - ale pewnie coś się znajdzie…

I co?
Marzenia się spełniają... 




19 komentarzy:

  1. Niezaprzeczalnie prawdziwe szczęście, swoje cztery kąty i świąteczne drzewko na własnej podłodze ... fajnie, że tak szybko wam się udało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda niezaprzeczalnie :))) Udało się bo był dobra karma z wielu stron :)))

      Usuń
  2. Gratulacje!!przeczuwalam,ze Wasza nieobecność cos oznacza:) teraz czekamy na zdjęcia wnętrza:) szczęśliwego roku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnętrza się tworzą - a raczej nabierają charakteru pewnie to jeszcze potrwa aczkolwiek na pewno coś przemycimy :))

      Usuń
  3. Rewelacja,uwielbia czytać o spełnionych marzeniach:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, powinni taki punkt dodać do dzienników telewizyjnych :))) Buziak pozdrawiam :)))

      Usuń
  4. Tak, jak dobrze czytać tu u Ciebie o spełnionych marzeniach :)

    ps. Mały Mikołaj przesłodki, nawet po zdemaskowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On był w siódmym niebie, ze mógł być tym mikołajem - a stój był najlepszym prezentem :))))

      Usuń
  5. Pięknie...marzenia się spełniają :))) fajny kapelusz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudownie! Bardzo się cieszę, że Wasze plany i marzenia się spełniły i już jesteście na swoim!! :D

    OdpowiedzUsuń

Za komentarze dziękujemy w krótkim czasie się pewnie zrekompensujemy :)